Gdańska majówka

Znów długo mnie tu nie było, niestety…
Jak najszybciej postaram się nadrobić zaległości i częściej pisać.
A teraz kilka zdjęć z mojej małej (spóźnionej) majówki w Gdańsku. I choć pogoda momentami nie sprzyjała, to i tak wyjazd uważam za udany, również kulinarnie.

Całkiem przypadkiem miałam okazję zjeść obiady w restauracjach, gdzie kuchenne rewolucje przeprowadzała M. Gessler.
Pierwszą restauracją była Tawerna Dominikańska – tu zamówiliśmy zupę rybną, która mimo zapewnień kelnera jak dla mnie była jednak zbyt pikantna.
Kolejne miejsce to Tapas Rybka (zdjęcia brak, byłam zbyt głodna żeby myśleć o robieniu fotek) usytuowana nieopodal gdańskiego molo. Jedzenie smaczne, świeże, ale czas oczekiwania może nieco odstraszyć – ponad godzina(!).
Kolejny dzień to obiad w restauracji Pod Żurawiem. Zamówiony filet z dorsza był według mnie trochę za słony, choć moje kubki smakowe akceptują naprawdę dużą jej ilość w potrawie.
I na koniec mój numer 1! Restauracja La Cucina przy Szerokiej 95. Zamówiony sernik z musem malinowym,  serkiem mascarpone, miodem lawendowym, amaretti i orzechami pekan, a do tego latte i nic więcej nie potrzeba…Po prostu pysznie! Chętnie tam wrócę, gdy kolejny raz zawitam do Gdańska.

kwiat3

zuraw1

neptun

zupa2

zupa1

kwiat1

wes

statki1

podżurawiem1

łabądź

lab2

łódki

maenu2

ser1

ser3

kwiat2

Jak słodko!

Dziś na Facebooku moje znajome dumnie zmieniają swoje statusy na „zaręczona„. No tak, przecież wczoraj były Walentynki, święto wszystkich zakochanych! Ale czy to rzeczywiście tak szczególny dzień, by zadać ukochanej takie pytanie? Według mnie nie. Może kiedy miałam kilkanaście lat chciałam, żeby ten dzień był szczególny. Teraz wiem, że o uczucia należy dbać przez całe 365 dni. Nie trzeba święta, aby kogoś kochać, szanować i wspierać.

Wczorajszy wieczór był dla mnie ważny z innego powodu…
A miłym jego zwieńczeniem był torcik czekoladowy (w kształcie serduszka!) z musem malinowym z cukierni Słodki Słony Magdy Gessler .
Mimo, iż w domu byliśmy po 23, to koniecznie chcieliśmy go zjeść. Silna wola przegrała z czekoladą…
Torcik był dla mnie idealny pod każdym względem. Słodki, a jednocześnie lekki i nieco kwaśny krem z kawałkami malin rozpływał się w ustach. I ta aksamitna czekolada!

Równie smaczne w Słodkim Słonym były naleśniki z warzywami i  cappucino.
Mały minus za obsługę, która biegała chaotycznie i robiła zbędny hałas oraz (według mnie) za przesadzoną liczbę stolików – goście nie mogli swobodnie wstać z miejsca, by nie potrącić niechcący kogoś siedzącego obok.

Dowodem miłości nie są dla mnie te wszystkie kartki i pluszowe misie.
Prawdziwe uczucie jest wtedy, gdy ktoś, kto siedzi obok patrzy na ciebie i dzieli się tym, co sam posiada, choćby to było coś najmniejszego…

Górskie klimaty

Święta i wyjazd w góry minęły bardzo szybko. Było cudownie! (no może poza grypą, która mnie dopadła zaraz przed wyjazdem).

101_8253
Co prawda w czasie wolnym nie gotowałam, to i tak mam kilka kulinarnych wspomnień, a właściwie dwa – Litworowy Staw w Białce Tatrzańskiej (ul. Środkowa 63) i  zakopiański Corner (ul. Zaruskiego 2/Krupówki – Róg Zaruskiego).
W Litworowym miałam okazję spróbować zupy myśliwskiej z dzika podanej w chlebie, placki po zbójnicku oraz opiekane pierogi z ziemniakami i bryndzą. I jak przystało na zimowe górskie klimaty nie obyło się bez grzańca (który był bardzo rozgrzewający!).
Jedzenie było naprawdę dobre, porcje duże i aż żal było zostawić choćby kęs.
W Cornerze zamówiłam natomiast placki z gulaszem i sosem pieczarkowym, ale i spróbowałam zestawu sumo (golonka pieczona w piwie).I tu również się nie zawiodłam.
Następnym razem chętnie odwiedzę te miejsca.