Dominikana to nie wyspa
Dominikana to państwo leżące na wyspie Haiti (można spotkać się również z nazwą Hispaniola), zajmujące około 2/3 jej powierzchni. Dominikana nie jest wyspą. Zatem mówienie, że lecimy „na Dominikanę” jest po prostu błędem. Lecimy bowiem „do Republiki Dominikany” położonej na wyspie Haiti.
Sami Dominikańczycy irytują się, kiedy słyszą od turystów, że ich wyspa to piękne miejsce. Warto o tym pamiętać i stosować poprawną formę, zarówno w rozmowie z samymi Dominikańczykami, jak i ze znajomymi, którym będziemy opowiadać o rajskich wakacjach pod palmami.
Na marginesie, warto zapoznać się z historią Dominikany i Haiti i obecnymi relacjami między państwami. Polecam podcast Macieja Okraszewskiegi Dział Zagraniczny, odcinek 40. Czemu Dominikana odebrała obywatelstwo setkom tysięcy osób.
Warto znać podstawy hiszpańskiego
Wydawać by się mogło, że wszyscy (lub prawie wszyscy) znają angielski. My też byliśmy przyzwyczajeni, że w podróży w zupełności ten język nam wystarcza do swobodnej komunikacji. Okazało się jednak, że podstawowa znajomość hiszpańskiego mogłaby zaoszczędzić nam mnóstwo czasu, irytacji i stresu w trakcie naszej dwutygodniowej podróży.
Bez znajomości hiszpańskiego było momentami po prostu ciężko, a przy okazji zabawnie. Nawet w hotelach, czy wypożyczalniach panie bezradnie rozkładały ręce i nie były w stanie udzielić nam pełnej informacji w języku angielskim. Tłumacz Google nie zawsze działał (kwestia zasięgu), a my odchodziliśmy z niczym, bo kompletnie nie rozumieliśmy o co chodzi naszemu rozmówcy (lub w drugą stronę – on nie rozumiał nas). Na przyszłość już wiemy, że musimy podszkolić hiszpański i poza „dzień dobry”, „dziękuję” i „poproszę kawę z mlekiem” wypadałoby umieć zapytać o drogę, przystanek autobusowy i ubezpieczenie auta. Niemniej, Dominikańczycy to bardzo sympatyczni ludzie i za wszelką cenę starali się nam pomóc, choćby tłumacząc coś na migi lub pisząc ceny palcem na piasku.
Dominikana to nie tylko kurorty
Przeglądając zdjęcia w intrenecie i oferty biur podróży widzimy idealne plaże z białym piaskiem i obłędnie turkusową wodą. Jednym słowem RAJ. I tak faktycznie tak jest, ale Dominikana to także małe miasteczka i wioski bez dostępu do bieżącej wody i prądu, dzieci bawiące się przed domami, ciemne ulice gdzie nie spotkasz turysty, śmieci leżące przy drodze i na plażach, wysypiska glonów na plażach publicznych. Warto wybrać się poza hotel i zobaczyć prawdziwą Dominikanę – różnorodną, dziką, zieloną, z uśmiechniętymi ludźmi w sklepach i na ulicach. Poczuć klimat miejsca w którym jesteśmy – wypić drinka lub kawę w lokalnym barze i zjeść kupione na ulicy owoce.
Polecam wypożyczyć auto lub złapać autostop i ruszyć w nieznane. Można odkryć prawdziwe rajskie miejsca bez turystów i podejrzeć prawdziwe życie Dominikańczyków.
Autostopem dojedziesz w każde miejsce
Dominikańczycy są naprawdę mistrzami w organizacji transportu. Nie ma kursowego autobusu? Żaden problem, podwieziemy Cię! Motor, bus, prywatny samochód, na pewno dojedziesz tam gdzie chcesz.
Zdarzyło nam się korzystać z takiej opcji – jechaliśmy z Bavaro do Macao, czyli około 25 km.
W jedną stronę skorzystaliśmy z opcji podwózki motocyklem (tak, 3 osoby, 2 plecaki, 1 motocykl, 0 kasków!), a powrót odbywał się częściowo komunikacją miejską, częściowo busem z pracownikami serwisu drukarek. Oczywiście kilka dolarów dla kierowców za pomoc jak najbardziej wskazane. Przygoda i wspomnienia bezcenne!
Ulica to dżungla
Na ulicach auta mieszają się z jednośladami i pieszymi. Wygrywa większy i szybszy. Za późno ruszasz na zielonym świetle? Inni kierowcy zwrócą ci uwagę poprzez natychmiastowe użycie klaksonów. Jedziesz autem, ale ktoś właśnie postanawia przejść przez ulicę? To też się zdarza. Mimo progów zwalniających, ograniczenia prędkości chyba nie są brane na serio przez Dominikańczyków. Ba! Progi zwalniające mają miejscami ubytki, tak by jednoślady mogły przejechać bez zwalniania. Auta zaparkowane są dosłownie wszędzie. Kultura jazdy i styl zdecydowanie różnią się od tych znanych nam z Europy. Początki jazdy mogą być lekkim szokiem, ale po kilkunastu przejechanych kilometrach można wpaść w rytm i poczuć się jak miejscowy.
Kokosa kupisz (praktycznie) wszędzie
Na terenie hotelu od ogrodnika, na ulicznym straganie, na plaży, w barze i każdym sklepie, w którym mieliśmy okazję robić zakupy spożywcze – kokosy były dostępne wszędzie, kiedy tylko mieliśmy na nie ochotę. Za 1-3 dolary można kupić cudowne orzeźwiające kokosy.
Na plaży w Macao mieliśmy przyjemność poznać Alejandro, miejscowego sprzedawcę kokosów. Przechodził akurat wzdłuż plaży, pomachał do nas z daleka, podszedł przywitał się. Kilka minut później wdrapał się na palmę i zaczął zrywać kokosy.
Kokosy otworzył maczetą, wyciągnął słomki z kieszeni, a my po chwili mogliśmy cieszyć się smakiem zimnej wody kokosowej.
Rozgwiazdy, papugi i małpki to nie zabawki
To dla mnie zdecydowanie najsmutniejsza część turystyki – małpki, papugi, iguany i inne zwierzęta żyjące na uwięzi, tylko dla chwilowej radości urlopowiczów i zdjęcia ze „słodkim zwięrzątkiem” na plaży, czy przy wodospadzie.
Na Catalinie dodatkowo obserwowaliśmy jak turyści wyciągali rozgwiazdy z morza i podawali je sobie z ręki do ręki, do kolejnego „słodkiego” wakacyjnego selfi. Widok smutny i straszny, a zwracanie uwagi przez innych kończyło się awanturą.
Zwierzęta to nie pluszaki.
Rozgwiazdy umierają w kilka sekund po wyjęciu z wody. Papugi mają podcinane lotki, a małpki dostają razem z jedzeniem środki odurzające, tylko po to by nie były agresywne wobec turystów i sprawiały wrażenie ślicznych zwierzaczków. Cały dzień trzymane są w słońcu i upale, na krótkiej smyczy.
Miejsce dzikich zwierząt jest w dżungli, w lesie, na wolności.
Warto osiem razy zastanowić się, czy zdjęcie warte jest cierpienia niewinnych stworzeń.
Muzyka to życie Dominikańczyków
Muzykę słychać wszędzie! W każdym miejscu, czy to na ulicy, przed domem, w centrum miasteczka – na każdym kroku rozbrzmiewa muzyka.
Merengue i bachata po prostu płyną w żyłach Dominikańczyków. Warto dać się ponieść i wczuć w klimat miejsca, w którym jesteśmy. Dobra zabawa gwarantowana!
Najlepsze pamiątki to kakao, kawa i rum
Od dawna moimi ulubionymi pamiątkami ze wszystkich podróży są produkty spożywcze.
Dżem z opuncji z Teneryfy, oliwki prosto z Krety, wino Pošip z Chorwacji. To według mnie najlepsze przywoływacze wyjazdowych wspomnień.
Co zatem kupić w Dominikanie? Odpowiedź jest prosta – rum, kakao i kawę, czyli narodowe produkty Dominikany.
Jadąc przez Dominikanę można obserwować bezkresne uprawy trzciny cukrowej, z której wyrabiany jest właśnie rum.
Jedną z popularniejszych marek trunku jest Brugal, odmiany Brugal Anejo i Brugal Blanco Supremo (polecam spróbować obu).
Fabryka Brugal została założona w 1888 roku przez Andreasa Brugala Montenero w Puerto Plata, działa nieprzerwanie do dziś.
Jeżeli chcemy odwiedzić fabrykę rumu, możemy wybrać się do Brugal Ron Factory. Fabryka ma oddziały w San Pedro de Macorís na wybrzeżu południowym oraz w Puerto Plata na północy.
Warto wiedzieć, że 90% całej produkcji tego alkoholu konsumuje się w samej Dominikanie, a tylko 10% przeznaczone jest na eksport.
W kawę i kakao możemy zaopatrzyć się w lokalnych sklepach lub małych rodzinnych gospodarstwach.
Przewagą drugiej opcji jest możliwość spróbowania różnych odmian kawy i wybranie tej najsmaczniejszej dla nas. Warto zwrócić uwagę na sposób pakowania – opakowanie musi być szczelne, inaczej smak kawy mocno rozczaruje.
Dodatkowo można podpatrzeć jak kawa jest palona, jak suszy się kakaowce i obrabia ziarna.
Poza kawą na straganach znajdziemy również miód kawowy, owoce, kokosy, ekstrakt wanilii, czy Mamajuanę.