Pierwszy eksperyment z bezami w moim wykonaniu miał miejsce zimą tego roku. Spod mojej ręki wyszły wtedy bezy z bitą śmietaną i owocami.
Efekt był oszałamiający i deser w błyskawicznym tempie zniknął z talerzy (nie zdążyłam pochwalić się efektami na blogu) .
Dziś przypomniałam sobie o białkach, które zalegały w lodówce. A że marnować nic się nie może, decyzja była prosta i szybka – bezy będą idealne do popołudniowej kawy.
Zatem dziś proponuję przepis na bezy cytrynowe w wersji mini, a na maxi torty bezowe czekam do sezonu truskawkowego…
Składniki:
- 3 białka (rozmiar M, w temperaturze pokojowej),
- 150 g drobnego cukru do wypieków,
- sok z 1/2 małej cytryny (lub 1 limonki),
- 1 płaska łyżeczka mąki ziemniaczanej,
- szczypta soli
Sposób przygotowania:
Białka ze szczyptą soli ubijamy na sztywno na najwyższych obrotach miksera.Ciągle miksując, stopniowo dosypujemy cukier.*
Następnie dodajemy mąkę ziemniaczaną, a na koniec powoli wlewamy sok z cytryny.
Masę przekładamy do rękawa cukierniczego i wyciskamy ozdobną końcówką na papier do pieczenia.
Bezy pieczemy w nagrzanym uprzednio piekarniku – temp. 120 stopni C – ok. 60-70 minut.
*najlepiej nabrać odrobinę masy i sprawdzić pod palcami czy cukier jest całkowicie rozpuszczony. Masa powinna byś szklista i sztywna.
Piękne bezy mi takie nie wychodzą:)
Sama się przekonałam, że duże znaczenie ma temperatura białek i czas ubijania. Myślę, że wszystko jest do wytrenowania. Wystarczy tylko znaleźć odpowiedni dla siebie przepis. Dziękuję za odwiedziny i pozdrawiam 🙂
Wyszły Ci idealne. Mi zawsze się suszą na żółty kolor ;p
Nieważne jaki kolor, liczy się smak 🙂