Dominikana, czyli karaibskie wakacje w listopadzie

Pandemia Covid-19 mocno weryfikowała wszystkie podróżnicze plany – to, co do tej pory było łatwo dostępne, nagle okazywało się niemożliwe. Azja? Nic z tego! Europa? To też nie takie oczywiste? Może USA? No nie tym razem…

Kryterium wyboru było proste – ma być ciepło, rajsko, mają być palmy i plaża. Szukaliśmy miejsca, w którym oderwiemy się od deszczu, zimna i całego listopadowego smutku, jaki panował w Polsce. Złota jesień dawno minęła, do magii Bożego Narodzenia jeszcze daleko…

Braliśmy pod uwagę Zanzibar, Malediwy, Meksyk lub Dominikanę.

W przypadku Dominikany i Meksyku niewątpliwym plusem był brak konieczności wykonywania dodatkowych testów RT-PCR przed wylotem i po powrocie do Polski (w listopadzie 2021 obowiązywały inne zasady powrotu spoza strefy Schengen. Warto na bieżąco śledzić informacje o obostrzeniach dotyczących Covid).

Dominikana od dawna była na naszej liście podróżniczych miejsc do zobaczenia, ale zawsze gdzieś tam odkładana na inne czasy. Decyzja została przyspieszona. Wybór padł na Dominikanę i cale 14 dni karaibskiego klimatu z palmami, słońcem i rumem!

Chcąc oszczędzić sobie całego zamieszania z organizacją wyjazdu na własną rękę, poszliśmy trochę na łatwiznę i wykupiliśmy wycieczkę w biurze podróży. I tutaj wiem, że można taniej, lepiej, inaczej, ale zależało nam na bezstresowych wakacjach, bez zastanawiania się i szukania jakie są zasady tranzytu, z jakiego miasta lot będzie najtańszy, itd.

Jeżeli Dominikana, to plaża Bavaro i Punta Cana.

Punta Cana to zdecydowanie miejsce do podziwiana niesamowitych wschodów słońca.

Poranek to również idealny mement dla wszystkich aktywnych osób – nie jest jeszcze gorąco, na plaży nie spotkamy tłumów, idealna opcja na jogę lub bieg wzdłuż plaży, co osobiście serdecznie polecam!

Ale nie samą plażą Bavaro stoi Dominikana. Warto wybrać się poza hotel, aby zobaczyć plaże i morze jak z pocztówki.

Wycieczki wykupiliśmy u sprzedawcy na plaży. Zdecydowaliśmy się na trzy najpopularniejsze atrakcje – Saona, Catalina i Samana.

Najbardziej rajskim punktem wyjazdu była oczywiście wyspa Saona.

Przejrzysta woda o bajecznym kolorze, palmy kładące się wprost do Morza Karaibskiego, miękki i biały piasek, czyli prawdziwe wyobrażenie karaibskiego raju.

Jeżeli szukamy najlepszego miejsca do nurkowania, zdecydowanie będą to okolice wyspy Catalina.

Kolorowe rybki, rozgwiazdy i niesamowita rafa koralowa gwarantowane. Trafiliśmy na świetnego kapitana i jego załogę – pomagali schodzić pod wodę, pokazywali gdzie najlepiej podpłynąć aby zobaczyć najlepszą rafę i rybki.

Jeżeli chcemy uciec z turystycznego Bavaro, polecam wybrać się do małej miejsowości Macao oddalonej od Punta Cana o ok. 30 km.

Plaża Macao to prawdziwa perełka, zwłaszcza jej środkowa część – plażę dzieliliśmy z surferami, którzy dzielnie walczyli z falami. Poza tym cała plaża dla nas! Świetnym pomysłem było zabranie ze sobą hamaka, który rozbiliśmy między palmami. Prawdziwy rajski chill!

Plaża Bavaro również ma swój klimat. Tak wiem, to najbardziej turystyczna z turystycznych opcji w Dominikanie na wybór hotelu, ale czasem taka forma odpoczynku też jest ok 😉

Woda oceanu miała przepiękny kolor, plaża była codziennie sprząta z glonów przez obsługę hotelową, a śniadania z takim widokiem chyba nigdy by nam się nie znudziły.

Zachody słońca również były magiczne. Niebo mieniło się wszystkimi kolorami od pomarańczowego, przez róż, błękit aż po fiolet i granat. Coś niesamowitego!

A nocne niebo rozbłyskało się tysiącami gwiazd…

Kolejne relacje z Dominikany wkrótce. Stay tuned 🙂

Madera – najpiękniejsza europejska wyspa. Podróż w czasie pandemii

Madera to zdecydowanie mój numer jeden, jeżeli chodzi o europejskie kierunki. Wyspa jest różnorodna, jednocześnie dzika i bardzo turystyczna. Każdy znajdzie tutaj coś dla siebie, bo możliwości są naprawdę nieograniczone.

Można oddać się błogiemu lenistwu na plaży, pływać w naturalnych basenach, aktywnie spędzać dnie na spacerach wzdłuż lewad lub górskich wędrówkach, można surfować, snurkować, czy też żeglować. To taki mały raj w pigułce, bo wyspa ma zaledwie 741m2 powierzchni.

Maderę miałam okazję odwiedzić już dwukrotnie, ale to nadal za mało żeby odkryć całe jej bogactwo.

Pierwsza podróż jesienią 2018 roku była zaplanowana z prawie półrocznym wyprzedzeniem, druga miała miejsce w marcu tego roku i ze względu na COVID-19, ciągle zmieniające się warunki przemieszczania po świecie, była dość spontaniczną decyzją której absolutnie nie żałuję. Poza tym, po pierwszym spotkaniu z wyspą i tak wiedziałam, że jeszcze tam wrócę.

Do podróży w marcu przekonała mnie w miarę stabilna sytuacja na świecie związana koronawirusem. Wydawało się, że jest już całkiem bezpiecznie i można ruszyć w świat.

Zdecydowałam się na zakup biletów czarterowych w TUI (linia Enter Air) i rezerwację noclegu przez Airbnb. Za bilety lotnicze dla dwóch osób z dwoma dużymi bagażami zapłaciłam ok 3200 zł, koszt noclegu na 7 dni to ok. 1800 zł.

Rząd Madery zdecydował się na przyjmowanie turystów z negatywnym wynikiem przeciw COVID-19. Test można było wykonać w Polsce lub po wylądowaniu na lotnisku w Funchal (w drugim przypadku koszt wykonania testu był po stronie rządu Madery, na taką też opcję się zdecydowałam).

W przypadku wykonywania testu na miejscu, obsługa lotniska prosiła o okazanie kodu QR w aplikacji madeirasafe.com i wskazywała właściwą kolejkę do wykonania badania, które było przeprowadzone bardzo sprawnie, bez żadnego zamieszania, czy długiego oczekiwania. Kierunek poruszania się po lotnisku dla osób zaszczepionych, z wykonanym testem i oczekujących na test był zaznaczony na podłodze niebieskimi i zielonymi liniami. Po podaniu pracownikowi lotniska numeru telefonu, otrzymałam cztery naklejki z kodem kreskowym (jedna dla mnie, pozostałe dla osoby pobierającej wymaz, kod był potrzebny do sprawdzenia wyniku testu następnego dnia). Cała procedura na lotnisku zajęła nie więcej niż 10 minut.

Podczas wykonania testu otrzymałam instrukcję, że czas oczekiwania na wynik to 8-10 godzin, mam udać się do miejsca noclegu, mam nałożoną kwarantannę i nie mogę poruszać się po wyspie.

Wynik testu otrzymałam mailem około 2 w nocy (około 8 godzin od wykonania testu) i od tego momentu mogłam swobodnie poruszać się po wyspie.

W takcie marcowego wyjazdu na Maderze obowiązywała godzina policyjna – w tygodniu od 19:00 do 5:00, a w weekendy od 18:00 do 5:00, dotyczyła zarówno turystów jak i mieszkańców wyspy. Po 18/19 zamykane były sklepy, restauracje, bary, apteki, itd. Jeżeli ktoś zjawiał się w restauracji przed 18/19, obsługa na wejściu informowała, że o określonej godzinie zamykają i mamy ograniczony czas na spożycie posiłku. Tym samym trzeba było dobrze planować wszystkie trasy, żeby zdążyć zrobić zakupy lub zjeść kolację w restauracji do wyznaczonej godziny.

W 2019 roku mieszkałam w Funchal, dlatego tym razem zdecydowałam się na inne miejsce.

Na Airbnb znalazłam piękny domek z widokiem na ocean i zachodzące słońce w Arco da Calheta i to był strzał w dziesiątkę! Domek był położony na wzgórzu. Trochę odludzie, stromy podjazd (jak na Maderę przystało), ale za to genialne widoki o każdej porze. Do tego prywatne jacuzzi i godzina policyjna niestraszna. Po całym intensywnym dniu zwiedzania, można było odpocząć w idealnych okolicznościach. Miejsce było też super bazą wypadową do zwiedzania wyspy. Warto zaznaczyć, że temperatura powietrza w górach była zdecydowanie niższa niż nad oceanem, dlatego wychodząc z domu ubierałam bluzę, a w tym czasie nad oceanem można było już plażować.

Po Maderze najlepiej poruszać się autem, dzięki czemu zyskujemy całkowitą niezależność, ale nie jest według mnie to wyspa dla niedoświadczonych kierowców. Podjazdy, zjazdy, serpentyny i wąskie uliczki mogą przysporzyć kłopotów komuś, kto siada za kierownicą okazjonalnie lub jeździł do tej pory tylko po nizinach. Polskie podjazdy typu 5 czy 7% przy Maderze wydają się takie płaskie! Zdarzają się też miejsca, gdzie zmienia się organizacja ruchu i nagle musimy jechać lewą stroną (na przykład jedna z uliczek w okolicach Monte).

Madera to wyspa tuneli. Co chwilę trzeba przebijać się przez góry, bo tak właśnie została poprowadzona nowa droga. Stara droga wzdłuż wybrzeża została już w zasadzie całkowicie zamknięta (choć można trafić jeszcze na niewielkie jej fragmenty, z których korzystają miejscowi) dla ruchu ze względu na liczne wypadki z udziałem turystów i obrywy skalne, które stanowiły poważne zagrożenie.

Ze względu na niewielkie rozmiary wyspy (długości 57 km z zachodu na wschód, szerokości 22 km w najszerszym miejscu i długości wybrzeża około 140 km), w około godzinę można dojechać w dowolne miejsce, co jest ogromną zaletą dla wszystkich aktywnych turystów.

Przy wypożyczeniu auta warto zdecydować się na pełne ubezpieczenie, które pokryje koszty ewentualnego uszkodzenia, czy to spadającymi kawałkami skał, czy przebiciem opony na tym, czego nie zauważymy na drodze.

Podróż w czasie pandemii miała (mimo wszystko) niewątpliwie sporo zalet.

Na wyspie było naprawdę niewielu turystów. Dzięki temu nawet najbardziej turystyczne miejsca można było zwiedzać bardzo swobodnie, bez pośpiechu i presji, że ktoś depcze nam po piętach. Na szlakach mijałam zaledwie kilku turystów dziennie. Tym samym, nie było problemu, aby zrobić zdjęcia bez ludzi w tle (to mój koszmar i obsesja!), zatrzymać się i po prostu podziwiać widoki.

Mniej gości w restauracjach i barach oznaczało szybszą realizację zamówienia. Na drogach odczułam zdecydowanie mniejszy ruch, nie było też kłopotu ze znalezieniem miejsca parkingowego blisko wejścia na szlak.

Ceny noclegów, czy to w centrum Funchal, czy na obrzeżach były zdecydowanie niższe. Korzystnie cenowo wypadały również wycieczki organizowane przez biura podróży (w opcji last minute można było znaleźć świetną ofertę poniżej 2000 zł/osoba).

Niestety, to co dla turysty było plusem, mogło być ogromnym minusem dla samych Maderczyków, którzy na turystyce opierają swoje lokalne rodzinne biznesy. Każdy kij ma dwa końce…

Na Maderę wrócę jeszcze nie raz. Ta wyspa ma w sobie coś magicznego i dwa tygodniowe pobyty to zdecydowanie za mało, żeby wszystko zobaczyć.

Kolejne klify, punkty widokowe, lewady, górskie szczyty, to wszystko czeka na następną wizytę.